wtorek, 30 grudnia 2014

Miał Karl Ludwig Hencke dwie siostry – Louise Henriette i Emilie ConcordięO innym rodzeństwie dostępne w tej chwili źródła milczą. O tym, że Karl Ludwig doczekał się wraz z małżonką Louise Henriette z domu Heyer, czterech córek, też już wiemy z poprzednich tekstów. Wiadomo, że jeśli są tylko córki, nazwisko ich ojca nie będzie przekazane dalszym pokoleniom. Poprosił więc Hencke dwóch synów swojej siostry: Theodora i Juliusa, aby zmienili swoje dotychczasowe nazwiska Schultz na Schultz-Hencke. Stało się to krótko po dokonaniu odkryć obu planetoid, czyli w końcu lat 40 XIX w. Siostra Henckego i matka obu młodych ludzi zgodziła się na to, ponieważ była już od jakiegoś czasu wdową. Pana Schultza, który był kupcem, nie było już wśród żywych. Pani Louise Henriette była wtedy żoną aptekarza Laasche (Apteka pod Lwem - Löwenapotheke, przy dzisiejszej ulicy Poniatowskiego), który wcześniej związany był węzłem małżeńskim z siostrą Louise Henriette - Emilie Concordią, która też umarła jaikś czas przedtem. Taka zmiana w pewnym sensie zapełniła Henckemu lukę życiową, jaką niewątpliwie był brak syna.
W 1851 r. córka Karla Ludwiga – Ulrike poślubiła swego kuzyna Theodora Schultz-Hencke, sekretarza pocztowego. Z tego związku urodził się Dankmar Carl Sigbert Schultz-Hencke (ur. 10 lutego 1857 r. w Berlinie), fizyk i chemik w jednej osobie. W latach 1881-1890 był asystentem profesora H.W. Vogla w Zakładzie Fotochemii i Analizy Spektralnej Wyższej Szkoły Technicznej w Charlottenburgu, dzisiejszy (Uniwersytet Techniczny). Od 1896 r. dodatkowo prowadził też Miejską Szkołę Zawodową dla Fotografów w Berlinie. Potem, do końca swego życia (21. kwietnia 1913 r. w Berlinie) piastował funkcję dyrektora Zakładu Naukowego Lette Verein w Berlinie. Był pierwszym dyrektorem tej placówki. Obecny był przy wielu ważnych odkryciach: technika druku trójkolorowego, materiały ortochromatyczne w fotografii. Był też autorem kilku ówczesnych podręczników do fotografii: o retuszu, o mikrofotografii. To Dankmar Schultz-Hencke przeprowadził pierwszy eksperyment z użyciem promieni rentgena, który miał na celu sfotografowanie części ludzkiego ciała – została sfotografowana w ten sposób dłoń jego asystentki – Marie Kundt. Miało to miejsce 29. Stycznia 1896 r. w Berlińskiej Akademii Wojennej (Zdjęcie rentgenowskie całego ciała ludzkiego wykonali Amerykanie dopiero w 1934 r).
Syn Dankmara – Harald Alfred Carl-Ludwig Schultz-Hencke (ur. 18. sierpnia 1892 r. w Berlinie, - zm. 2. Maja 1953 r. również w Berlinie) był w pierwszej połowie XX w. jednym z bardziej znanych i cenionych psychoanalityków, przedstawicielem tak zwanej neopsychoanalizy. Do dzisiaj funkcjonują  tak zwane Schultz-Hencke Heime, czyli ośrodki terapeutyczne dla dzieci i młodzieży z problemami szkolnymi.

Linia Schlutz-Hencke niestety wygasła.





Dankmar Schultz-Hencke



Harald Schultz-Hencke


sobota, 27 grudnia 2014

Miał Karl Ludwig Hencke cztery córki. Ten fakt już poznaliśmy. Nie znamy też zbyt wielu szczegółów z nimi związanych. Wilhelmina, najstarsza z nich, która nigdy nie wyszła za mąż. Pomagała swemu ojcu w pracach obserwacyjnych. Niestety odeszła rok przed nim, w 1865 r. Miał Hencke jeszcze córkę Marie, która wyszła za mąż za człowieka o dosyć polskobrzmiącym nazwisku Oschlitzky (Oślicki), ale i ona nie pozostawiła potomstwa. Ulrike, trzecia z córek astronoma, poślubiła sekretarza pocztowego Theodora Schultz-Hencke, ale to temat na oddzielną opowieść i o tym będzie nieco później. Czwarta z córek – Emilie Friederike (ur. w Drezdenku 18. sierpnia 1828 r.), podobno jego ulubienica, poślubiła również urzędnika Poczty Pruskiej – Adalberta Buske. Miało to miejsce w roku odkrycia drugiej z planetoid – Hebe – w 1847 r. Państwo Buske opuścili Drezdenko i po wędrówkach po kraju zadomowili się na dłuższy czas w Kwidzyniu (wtedy Marienwerder) a ostatecznie w Berlinie. To do nich Karl Ludwig Hencke udał się w ostatnią w swoim życiu podróż (latem 1866 r.), uciekając przed zbliżającą się do Drezdenka epidemią cholery.

Adalbert piastował wyższe stanowisko urzędnicze – był nadkomisarzem pocztowym. Mieli w sumie dziesięcioro dzieci, ale tylko pięcioro z nich dożyło dorosłości. Takie to były trudne czasy. Jedna z córek Emilie i Adalberta – Klara Helmine Louise (urodzona w Stargardzie Szczecińskim 15. października 1852 r.), wyszła za mąż za radcę rachunkowego Eduarda Lahmera. Mieli dwoje dzieci: Adalberta, który umarł na gruźlicę jeszcze jako maturzysta (miał tylko 18 lat) oraz córkę Theklę (ur. 25. stycznia 1888 r. w Berlinie), nauczycielkę, która w 1912 r. wyszła za urzędnika bankowego Rudolfa Andriessena. Z tego związku na świat przyszedł Geerd Adalbert Eduard Paul Donatus Andriessen (ur. 1. Listopada 1913 r. w Berlinie), który w dorosłym życiu obrał drogę urzędnika pocztowego, jak sto lat wcześniej jego prapradziadek. I to jego córką jest Ingrid Andriessen-Beck (urodziła się 8. września 1952 r. w Berlinie), która obecnie nosi sygnet Karla Ludwiga Hencke i która współtworzy przyszłoroczna wystawę poświęconą swemu praprapradziadkowi a naszemu, drezdeneckiemu astronomowi – Karlowi Ludwigowi Hencke. A państwo Beck mają dwóch synów: Ernsta Ludwiga i Lothara.






Emilie Friederike Buske (jedna z córek K.L.Hencke) - retuszowany ręcznie dagerotyp z około 1860 r.




Klara i Eduard Lahmer



Od lewej: Geerd Andriessen, Klara Lahmer i Thekla Andiressen (1915 r.)



Od lewej: Ernst Ludwig, Ingrid Andriessen-Beck - prapraprawnuczka naszego astronoma (obecna "strażniczka" pierścienia Karla Ludwiga Hencke) i Lothar



niedziela, 21 grudnia 2014

Początek biografii naszego astronoma wygląda następująco: urodził się w Drezdenku 8. kwietnia 1793 r. w rodzinie byłego podoficera artylerii fryderycjańskiej, a w tamtym czasie urzędnika  Hencke. Wiemy, że dziadek Karla Ludwiga był mistrzem murarskim. W sumie zwyczajna rodzina, jak dziesiątki czy setki innych. Całe wykształcenie przyszły astronom amator uzyskał tu, w Drezdenku. Czyli była to jedynie szkoła miejska. Z rodzeństwa miał Karl Ludwig na pewno jedną siostrę – Louise Henriette. Wiemy na pewno, że już jako uczeń związany był z pocztą w 1807 r. został tak zwanym kandydatem na urzędnika. Czasy były trudne i biedne a los rodziny splatał się z wiadomych względów z losem miasta i kraju. To czasy wojen napoleońskich. Hencke był świadkiem przemarszów armii Cesarza Francuzów i trudności jakie sprawiali choćby tu, w Drezdenku: kontrybucje, zajęcia mienia. Oddziały francuskie nie zapisały się dobrze w pamięci ówczesnych mieszkańców. Przekształcenie kościoła w magazyn paszy dla koni, utworzenie lazaretu, który musiał być przez miasto utrzymywany. Wymuszanie zaopatrzenia w formie najlepszych produktów. O tych faktach mieszkańcy Drezdenka pamiętali długie lata. Pamiętał i Karl Ludwig.
W 1813 r., kiedy imperium Napoleona najwyraźniej miało się ku upadkowi i zaczęli przeciwko niemu występować kolejni, dawni stronnicy, młody Hencke zaciągnął się na ochotnika do armii pruskiej. Wstąpił do korpusu tak zwanych jegrów marszałka Yorcka. To był jeden z tych pruskich dowódców, którzy w odpowiednim momencie odmówili współpracy Napoleonowi w jego marszu na Rosję. Słowem był on głównym aktorem w przedstawieniu p.t. „Prusy zrywają sojusz z Cesarstwem Francuskim". Jako ciekawostkę trzeba wspomnieć, co nas Polaków może zniechęcić do postaci pana marszałka – brał czynny udział w tłumieniu Powstania Kościuszkowskiego w 1794 r., w szczególności w bitwie pod Szczekocinami. Johann David Ludwig Graf Yorck von Wartenburg pochodził, co ciekawe, z rodziny o kaszubskich korzeniach. Jego ojcem był David Jonathan von Yorck z rodziny Jarken-Gostkowskich (Jark-Gustkowski) z Rowów koło Ustki. Po wojnach osiadł w Oleśnicy Małej na Dolnym Śląsku. Tam też w 1904 przyszedł na świat jego praprawnuk – Peter Graf Yorck von Wartenburg, późniejszy uczestnik spisku, w wyniku którego doszło do nieudanego zamachu na Hitlera w 1944. Na rozkaz tego ostatniego Peter Graf Yorck von Wartenburg został powieszony już 8. Sierpnia 1944 r. w więzieniu Berlin-Plötzensee, po krótkim procesie.

A co takiego robił Hencke po wstąpieniu do Korpusu Yorcka? Wziął udział w jedynej bitwie, w której zresztą został dwukrotnie ranny. Była to bitwa rozegrana 2. maja 1813 r. pod miejscowością Lützen, albo jak kto woli – pod Großgörschen. Bitwa przegrana przez Prusaków i współdziałających z nimi Rosjan (Jako ciekawostkę trzeba podać informację, że w tym miejscu 16. listopada 1632 r. stoczono jedną z większych bitew wojny trzydziestoletniej). W 1813 r. natomiast 110 tysięcy Francuzów i sprzymierzonych z nimi Włochów oraz Polaków pokonało 73 tysiące żołnierzy armii prusko-rosyjskiej. Ci pierwsi stracili w boju około 20 tysięcy ludzi, przeciwnicy Napoleona – około 18 tysięcy. W wyniku odniesionych ran Karl Ludwig Hencke został natychmiastowo, bo już 15. maja 1813 r. zwolniony z armii i mógł wrócić do domu. Zatrzymał się jednak najpierw w miejscowości Hohenziatz koło Magdeburga a potem w Goslar. Zatrudniono go jako sekretarza pocztowego. Do Drezdenka powrócił dopiero w 1817 r. Tutaj jako sekretarz pocztowy mógł zarobić rocznie 300 talarów. Tutaj też w tym samym roku ożenił się z Caroline Louise Henriette Heyer, urodzoną 18. marca 1800 r. w Drezdenku. Z tego związku przyszły na świat cztery córki: Emilie Friederike, Ulrike, Marie i Wilhelmine.




Bitwa pod Lützen - wg obrazu J. Fleischmanna

środa, 17 grudnia 2014

Otrzymałem właśnie zdjęcie teleskopu Henckego wykonane jeszcze w latach 70, za czasów pamiętnej NRD. Muszę przyznać, że dzisiaj w tym samym miejscu instrument jest eksponowany w dużo lepszy, czytelniejszy sposób. Już wtedy nie miał w sobie soczewek. Nie wiadomo też dokładnie kiedy i kto z rodziny astronoma przekazał go Obserwatorium Archenholda. Powiedziano nam, że brak szkieł niekoniecznie jest wynikiem przeżyć wojennych. Mogły być po prostu pobrane do innych konstrukcji. Wierzę w to. Kiedyś, w latach licealnych sam konstruowałem takie rafraktory i szkła były „pobierane” z przeróżnych, profesjonalnych urządzeń, które i tak nie protestowały przy takich operacjach. Do dzisiaj mam na składzie kilka „poważnych” soczewek z tamtego okresu, ale nie opłaca się już budować teleskopów. Takie, o podobnych do tego, który był używany przez Henckego, można kupić za niewielkie pieniądze w rozmaitych mniej lub bardziej podejrzanych źródłach. Szczególnie w okresach przedświątecznych reklamy zachęcają do zakupu podobnych urządzeń. Nawet bardziej zaawansowanych. Hencke w 1822 r. zapłacił za swój 150 talarów, co było niemal połową jego ówczesnych rocznych dochodów. Spora suma. Za te dzisiejsze można zapłacić kilkaset złotych, co nie jest nawet połową tak zwanej „najniższej krajowej płacy”. Taniocha, a że przy okazji często i tandeta to inna sprawa. Trzeba po prostu umieć wybierać i mieć przy tym odrobinę szczęścia. I nie wierzyć we wszystko, co mówi sprzedawca.

Szkoda tylko, że w większości przypadków takie zakupy nie powodują utrwalenia się zainteresowania tematyką astronomiczną. Nawet nie zawsze służą do obserwacji nieba.





poniedziałek, 15 grudnia 2014

Dwa przykłady map w skanach lepszej jakości niż poprzednio. Skany udostępnione dzięki uprzejmości Archiv Berlin-Brandenburgischen Akademie der Wissenschaften. Na jednej można odnaleźć oznaczenia, dzięki którym łatwo można zidentyfikować obserwowany i naszkicowany fragment nieba – to pogranicze gwiazdozbiorów Raka (Krebs) i Bliźniąt (Zwillinge). Nawet niektóre gwiazdy zostały oznaczone literami greckiego alfabetu i cyframi. Główne gwiazdy Bliźniąt – Castor i Polluks, są opisane pełnymi nazwami. Symbole poszczególnych gwiazd opisują tzw. wielkości gwiazdowe.
Są to dwie z całej serii mapek, których skany mają być pokazane na wystawie poświęconej Henckemu – październik 2015, Muzeum w Drezdenku. Skany, ponieważ nie jest możliwe udostępnienie oryginałów. W naszych czasach nie ma to przecież dla prezentacji większego znaczenia. Urządzenia reprodukcyjne są dzisiaj niemal doskonałe. Jeszcze nie podaję dokładnych dat, ponieważ szczegóły zostaną ustalone i z pewnością podane w odpowiednim czasie. W tej chwili opracowano tylko ogólną ramę działań.






Dwa skany map ze zbiorów Archiv der Berlin-Brandenburgischen Akademie der Wissenschaften

niedziela, 14 grudnia 2014

Tak! Planetoida nr 5 Astraea została odkryta w Drezdenku. Stało się to 8. Grudnia 1845 r. na ulicy Łąkowej, w małym domku emerytowanego pocztowca i weterana wojny z Napoleonem, wówczas 52-letniego Karla Ludwiga Hencke. Urodzonego w Drezdenku, najbardziej znanego w świecie astronoma-amatora. W świecie, co niekoniecznie w tym wypadku oznacza Drezdenko, niestety. Tutaj zapomniano o nim, po prostu. Zmieniła się narodowość mieszkańców miasta i stare dzieje zamazały się same, albo i nie raz z czyjąś pomocą … dyskretną. No bo jakże tak? Pamiętać o niemieckich czasach? Normalniejemy na szczęście. Szkoda tylko, że tak wolno to idzie i ksenofobia, germanofobia wśród nas bardzo powoli zanika. Kiedyś Hencke miał nawet swoją ulicę – dzisiejsza ulica Reymonta. Miał swoje epitafium i grób, przechowywano pamiątki po nim. Na przykład drezdeneckie muzeum w przedwojennych czasach miało w swych zbiorach tak zwany globus nieba Henckego. Co się z nim stało po wojnie można się jedynie domyśleć. A może jednak jest gdzieś przechowywany, może w którejś szkole i tylko szczęśliwy posiadacz nie wie co to i do kogo kiedyś należało? Dla ułatwienia - to globus, tylko zamiast kontynentów i oceanów ma naniesione gwiazdozbiory, drogę mleczną, gwiazdy. Może ktoś coś wie na ten temat?
Przyszły rok 2015 to okrągła 170 rocznica tego odkrycia. Mogę w tej chwili z radością oznajmić, że przygotowywana jest szersza akcja, w którą zaangażował się już cały sztab świadomych sprawy ludzi. Szkoda by było, gdyby drezdeneckie władze miały odmienne zdanie i na ten przykład ograniczono by środki na ten cel. Nie byłoby to fair. Jest wiele miejscowości, które szczycą się całymi pocztami takich znanych postaci. Upamiętniają je w przeróżny sposób. W Drezdenku do tej pory nie było to praktykowane. Pora na zmiany. Europa idzie, nieprawdaż? Ropę mamy! Oprócz Henckego jest jeszcze kilka znanych i światowych nazwisk, które stąd się wywodzą i z których możemy być dumni: Adam Krieger (jeden z ważniejszych muzyków niemieckiego baroku - ten akurat doczekał się godnego upamiętnienia, chociaż niewielu widziało komplet tegoż upamiętnienia na piśmie), Christoph Starcke (duchowny protestancki i jeden z najwybitniejszych teologów protestanckich – w Drezdenku powstało jego najważniejsze dzieło Synopsis. I nie powinien przeszkadzać fakt, że Starcke nie urodził się w Drezdenku a jedynie pracował tutaj w ostatnim okresie swojego życia, jako pastor w twierdzy przede wszystkim. Nie powinien też przeszkadzać fakt, że był protestantem. Przy dzisiejszej tendencji do ekumenizmu - jest jakaś szansa), Karl Ludwig Kahlbaum (psychiatra i twórca wielu pojęć funkcjonujących w tej dziedzinie do dzisiaj), Otto Franz Gensichen (pisarz i dramaturg) i Karl Ludwig Hencke, któremu póki co poświęcam najwięcej uwagi. Okres powojenny, polski to także czas, kiedy pojawiły i działały ciekawe postaci. Niekoniecznie urodzone tutaj ale warto je będzie kiedyś należycie upamiętnić. Wielu nauczycieli, ludzi odpowiedzialnych przez lata za jakieś dziedziny życia miasta. O nich też nie wypada zapomnieć. Tylko się zebrać, ustalić jak i co i działamy.
Przyszedł mi do głowy jakiś czas temu sposób na dosyć trwałe upamiętnienie tych znanych nazwisk. Sposób łatwy, bo i do stałego uzupełniania jak najbardziej nadający się. Bez tablic z brązu, którymi mogliby się w niewłaściwy sposób zająć miejscowi alchemicy, którym bardzo sprawnie idzie przemiana metalu w alkohol i mało kto jest w stanie im w tym przeszkodzić. Mamy deptak ... całe sto metrów deptaka. Można by urządzić coś na kształt popularnych alei gwiazd – ot, po prostu wmurować odpowiednio przygotowane płytki w bruk deptaka. Mogłyby nosić podstawowe informacje: nazwisko, daty, profesja. Albo możnaby takie informacje wykuć w istniejących, granitowych płytach, już wmontowanych w powierzchnię daptaka. Że co, że niby zbyt śmiało sobie pojechałem i wandalizm by to był? Każdy pomysł można rozważyć, przedstawić kontrpropozycje, dać szansę albo zaakceptować i wykonać. O tym potem.
Przyszły rok to jubileusz planetoidy nr 5 Atraea. Na tę okazję zaplanowano przede wszystkim zajęcia dla szkół: wizyta mobilnego planetarium z odpowiednim programem prezentacji. Właściwie dla wszystkich zainteresowanych będzie. To na wrzesień 2015. Pod koniec bieżącego roku szkolnego (kwiecień, maj czerwiec) zaplanowaliśmy przeprowadzenie konkursów plastycznych. To jako wprowadzenie do całości. O bieżących działaniach będę informować w postach bloga oraz na fanpage’u FB, który w stosownym czasie się pojawi. Jesienią zaś, w październiku 2015, otworzymy wystawę poświęconą Karlowi Ludwigowi Hencke. To w Muzeum w Drezdenku. Wystawa później ma zostać przekształcona w stałą ekspozycję. Trwają już prace: tłumaczone są listy i notatki Henckego, przygotowywane zdjęcia i skany dokumentów, map kreślonych własnoręcznie na poddaszu domku przy ulicy Łąkowej, dyplomów. Wszystko w ścisłej współpracy z potomkami astronoma i kilkoma instytucjami zza Odry, które udostępniły dosłownie sterty materiałów. Jest też szansa na opracowanie i wydanie w formie książkowej tekstów biograficznych o naszym astronomie i jego dziele. To już zależy od dobrej woli władających obecnie miastem. Uważam jednak, że taka książeczka powinna zostać wydana i to właśnie tu, w Drezdenku. Z wiadomych względów. Koszty całej operacji nie są wielkie w stosunku do tego, co miasto i jego mieszkańcy mogą zyskać przy tej okazji. Myślę w tym momencie o młodzieży i szansie na ukierunkowanie zawodowe chociaż paru z nich (Astronomii w szkole średniej praktycznie w tej chwili nie ma, a stawia się przecież na przedmioty techniczne, ścisłe jako te, które mają przyszłość. Może więc w taki sposób, chociaż symbolicznie? Mamy właśnie niepowtarzalną szansę dopracować grunt pod takie przedsięwzięcia. Czy ktoś ma inne zdanie?). Na zakończenie proponujemy jednak w tym przypadku tabliczkę - na domku na ul. Łąkowej i/lub tabliczka epitafijna w miejscu wiecznego spoczynku astronoma - dzisiejsza kwatera zasłużonych na drezdeneckim cmentarzu (grób Henckego został zlikwidowany w okolicach początku lat 70 XX w.).

Celowo napisałem „o naszym astronomie”, no bo astronom nasz jest przecież, drezdenecki on jest i już. Pamietajmy!










Gdańsk ma swojego Jana Heweliusza. Żagań gościł przez długi czas Johannesa Keplera. Drezdenko miało Karla Ludwiga HenckeMiało, bo teraz słabo się do niego przyznaje. Była kiedyś ulica ochrzczona jego nazwiskiem (dzisiaj ulica Reymonta). Na dachu jego dawnego domu długo jeszcze po śmierci astronoma istniało sobie spokojnie jego blaszane obserwatorium, (zdjęto je dopiero po Drugiej Wojnie Światowej, jak twierdzą świadkowie) w którym odkrył dwie planetoidy: 8. grudnia 1845 r. – Astraea i 1. Lipca 1847 r. – Hebe. Były to kolejno „5” i „6” z odkrytych asteroid. Nr „4” czyli Vesta była odkryta w 1807 r. i do czasów drezdeneckiego astronoma uważano powszechnie, że asteroidy są tylko cztery. Hencke przełamał jakby zastój w odkrywaniu tych niewielkich ciał niebieskich. Od czasu odkryć z 1845 i 1847, do śmierci Hencke’go w 1866 r. odkryto kolejne 83 planetoidy a dzisiaj znanych jest ok. 600 tysięcy tych obiektów z czego jedynie 350 tysięcy zdążono ponumerować i ponazywać.
Hencke cieszył się uznaniem w świecie nauki pomimo, że był amatorem. Heweliusz i Kepler zajmowali się zawodowo astronomią. Heweliusz dodatkowo i jakby przypadkiem został piwowarem. O hobby Keplera nic mi nie wiadomo. Obaj ci wielcy na boku dorabiali astrologią. Takie były czasy. Hencke przez prawie całe dorosłe życie (od 1817 r.) był urzędnikiem pocztowym a astronomią cieszył się w wolnych chwilach. Z pocztą właściwie związany był jeszcze jako uczeń od 1807 r. W czasie wojny z Napoleonem, krótko i ochotniczo walczył w 1813 r. Całe swoje skromne wykształcenie zdobył w Drezdenku. Nie pochodził z zamożnej rodziny. Dziadek był mistrzem murarskim, ojciec służył przez jakiś czas jako podoficer we fryderycjańskiej artylerii. A mimo to …  późniejsze osiągnięcia przyniosły mu, oprócz wysokich odznaczeń również tytuł „Doktora filozofii i magistra wolnych sztuk”, który otrzymał od Uniwersytetu w Bonn.
Nie cały czas pracował w Drezdenku. W 1834 r. został oddelegowany do pracy w Pile. W 1837 r. przejął na krótko stanowisko sekretarza poczty w Strzelcach. Mówi się, że jego astronomiczne zamiłowania narodziły się podczas częstych nocnych służb. Chociaż prawdą jest, że już w 1822 r. zamówił w Monachium teleskop za 105 talarów. Część przyrządów odnalazł i uratował przed przetopieniem w odlewni metali kolorowych. Pewien zegarmistrz wykonał dla niego zegar, który pokazywał również tak zwany czas gwiazdowy, używany w astronomii. W tych pracach pomocne także okazały się uzdolnienia do rysunku i bardzo dobry wzrok. Brakowało niestety znajomości matematyki i języków obcych, a wiele książek, które otrzymywał od naukowców i stowarzyszeń, pisanych było niekoniecznie po niemiecku.
W grudniu 1837 r. przeszedł na emeryturę i dopiero wtedy mógł w pełni zająć się tym co kochał robić – obserwacjami astronomicznymi. I to wtedy przyszły wspomniane odkrycia i honory. Ale po jakimś czasie, kiedy odkrycia astronomiczne zaczęły się szybko mnożyć i przyćmiewać powoli to co zrobił, zamknął się Hencke wśród swego księgozbioru, który szacowano na ok. 3000 pozycji. Częściej bawił się fortepianem i harfą pedałową a także zbieraniem wszelkich materiałów dotyczących historii Drezdenka. I tak już było do końca. Oczywiście astronomii nie porzucił. Przy tym nie palił, nie grał w karty, za to często chodził na wzgórza za Notecią obserwować swój zegar słoneczny.
W 1866 r. próbował uciec z Drezdenka ze strachu przed nadciągająca epidemią cholery. Wyjechał do jednej ze swoich córek do Kwidzyna. Tam uległ pokusie i chciał koniecznie zbadać napisy na starych, pokrzyżackich dzwonach w Katedrze Kwidzyńskiej. W czasie wycieczki na dzwonnicę przeziębił się i wkrótce odszedł. Pochowano go jednak w jego ukochanym Drezdenku, na jeszcze dzisiaj funkcjonującym cmentarzu, obok drugiej z czterech córek – Helminy, w murowanym grobowcu. Ktoś wie w którym to miejscu? Może czas na jakieś skromne epitafium? 






(ur. 8. kwietnia 1793 w Drezdenku - zm. 21. września 1866 w Kwidzyniu)






     Dom Hencke'go na dzisiejszej ulicy Łąkowej. Na dachu widoczna konstrukcja jego obserwatorium - to coś przy ścianie szczytowej, przypominające nieco pokaźny komin. Zanim Hencke dorobił się tego obserwatorium, wystarczała mu dziura w dachu i ruchome, drewniane ramię, do którego przymocowywał swój teleskop.





I dzisiejszy widok tego budynku.


Byłem zaskoczony, kiedy w naszym Muzeum pokazano mi najnowsze materiały dotyczące Karla Ludwiga HenckeMateriały, a wśród nich bezcenne i dotąd nieznane fotografie i skany dokumentów pochodzą bezpośrednio od najbliższej rodziny drezdeneckiego astronoma i to dzięki ich uprzejmości mogę zaprezentować te niepowtarzalne wizerunki.
Do tej pory znana była jedynie reprodukcja ryciny przedstawiająca portret Karla Ludwiga Hencke i stare zdjęcie jego domu, jeszcze z blaszanym obserwatorium na szczycie.
Na dobry początek pokażę narzędzia, na których Hencke pracował. Zachował się tubus teleskopu, który zamówił w 1822 r. w Monachium w firmie Utzschneider & Fraunhofer i za który zapłacił 150 talarów. Co przy jego skromnej pocztowej pensji musiało być dużym wyzwaniem. Wiemy, że teleskop miał ogniskową 113,7 cm oraz średnicę obiektywu 74 mm. To były dosyć „wypasione” parametry. Do tego dochodził jeszcze tak zwany okular Kellnera również o wysokich parametrach technicznych. Do dzisiaj zachował się jedynie tubus, czyli obudowa tego urządzenia, przez które Hencke pracowicie obserwował latami XIX-wieczne niebo nad Drezdenkiem. Tyle przetrwało ostatnią wojnę.
Zachowało się kilka z kilkuset map nieba wykreślonych ręką Henckego (podaje się, że tych map było 349). Po jego śmierci mapy odkupiła od rodziny astronoma Akademia Berlińska za śmiesznie niską cenę ok. 8 ówczesnych marek za sztukę. Skany tych kilku zamieściłem w niniejszym poście.

I mapy i pozostałości teleskopu są dzisiaj eksponatami w Obserwatorium Archenholda (założonym w 1896 r), które jest częścią Niemieckiego Muzeum Techniki.






Obserwatorium Archenholda - miejsce gdzie przechowywane są pamiątki po K.L.Hencke 





Teleskop, którym posługiwał się K.L.Hencke







I kilka map nieba wykreślonych jego ręką.


      W tym miejscu wypadałoby mi napisać, że dalszy ciąg nastąpi. Tak się stanie, ponieważ temat jest szeroki i warto mu się przyjrzeć bliżej. Jest o czym rozmawiać. A za trzy lata minie 150-rocznica śmierci Karla Ludwiga Hencke. Przy tej okazji apeluję do ludzi z pomysłami - trzeba to jakoś uczcić. On przecież nawet nie ma skromnej tabliczki pamiątkowej i nawet nikt już nie pamięta, w którym miejscu spoczął na drezdeneckim cmentarzu. Wydano kilka lat temu coś w rodzaju medalu pamiątkowego. Dobrze, że jest taki. Szkoda tylko, że to jedynie jakby lekko niedopracowany numizmat.


Bardzo ciekawą pamiątką, wartą pokazania jest złoty sygnet. Bardzo dobrze się stało, że ten pierścień pozostał przy rodzinie Karla Ludwiga Hencke. W jakimkolwiek muzeum pozostałby zapewne anonimowym przedmiotem przypisanym bardzo ogólnie osobie astronoma. A tak wiemy, że to żywa pamiątka, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Istnieje jeszcze jego replika wykonana z powodów praktycznych – pra-prawnuk Henckego po prostu nie mógł nosić oryginału, ponieważ ten na niego nie pasował. Ta kopia ma na sobie już uwspółcześnione wersje symboli, które wygrawerowane zostały na oryginale.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem te znaki, od razu przyszło mi na myśl, że Hencke mógł być członkiem jakiejś loży. Ale symbole są po prostu oznaczeniami asteroid, które odkrył. Do tego pod znakami wyryte zostały daty odkryć. Dzisiaj używa się tych oznaczeń w zmienionej formie i w takiej też zostały one przygotowane na sygnecie będącym kopią tego XIX-wiecznego.

Sygnet ma też „tajną skrytkę” – otwierane wieczko i pojemniczek zakryty cienkim szkiełkiem. I tu wielka ciekawostka – w tym pojemniczku od zawsze składano próbki włosów nowonarodzonych członków rodziny. W ten sposób w pierścieniu spotykają się liczne już pokolenia potomków astronoma. Trafiła tam również próbka dziecięcych włosów pani Ingrid Andriessen-Beck, dzięki której mogły powstać te najnowsze posty o Karlu Ludwigu Hencke. Pani Ingrid jest, jakbyśmy to określili,  pra-pra-prawnuczką drezdeneckiego astronoma. Ale o tym trochę później.












Dwa, tak wówczas istotne odkrycia nie pozostały niezauważone i niedocenione. Dla przypomnienia: 8. grudnia 1845 rHencke odkrył swoją pierwszą asteroidę. Przedtem było długo, długo nic a nawet twierdzono, że takich obiektów jest tylko tyle ile zostało wówczas odkrytych czyli cztery i na tym koniec,  kropka. A jednak. Kilkuletni upór, próby i żmudne obserwacje pozwoliły udowodnić, że tego czegoś jest więcej jednak niż cztery. Do tego 1. lipca 1847 r. Henckeogłosił odkrycie kolejnej asteroidy. Za kilka lat miało się okazać, że lawinowo zaczęły być odkrywane kolejne. Do dzisiaj znaleziono ich kilkaset tysięcy. Nieźle, a miały być tylko cztery i już.
Pierwsze odkrycie zostało uhonorowane następnego roku (1846) na wniosek samego Aleksandra HumboldtaHencke otrzymał wtedy Wielki Złoty Medal za Sztukę i WiedzęKról Fryderyk Wilhelm IV mało, że nadał mu Order Czerwonego Orła IV klasy to jeszcze sprawił, że jego skromna emerytura wynosząca 225 talarów rocznie wzrosła o 300. Oczywiście Hencke miał do wyboru: albo wyższe dochody, albo na koszt państwa otrzyma lepszy sprzęt obserwacyjny. Wybrał to pierwsze. KrólDanii Christian VIII nadał Medal Ingenio ArtiAkademia Paryskaprzyznała mu nagrodę w wysokości 635 franków.
Po odkryciu drugiej planetki odezwały się również inne kraje dołączając wyrazy uznania i nie tylko. Król Fryderyk Wilhelm IV nadał mu kolejny Order Czerwonego Orła, tym razem już III klasy i do tego ze wstęgą. Uniwersytet w Bonn nadał mu honorowy tytuł Doktora Filozofii i Magistra Wolnych Sztuk.  Taki tytuł widniał też na tablicy nagrobnej. Akademia Paryska ponownie uhonorowała go wysoką nagrodą a LondyńskieTowarzystwo Astronomiczne przyjęło go jako swego członka na podstawie zaświadczenia (patentu) wystawionego przez Johna Herschela.
Humboldt nazywał go Ojcem nowych odkryć planetarnych. Sam Hencke nie chrzcił odnalezionych przez siebie planetoid. Wybory nazw pozostawił innym. I tak na jego prośbę pierwsza odkryta planetoida otrzymała imię Astrea od innego niemieckiego astronoma – Johanna FranzaEncke, którego często myli się z Hencke – podobieństwo nazwisk. Encke był w tamtych czasach dyrektorem Obserwatorium Berlińskiego. Drugą, również na prośbę Henckego, nazwał CarlFriedrich Gauss wybierając dla niej imię Hebe.

A co było potem? Obserwatorium, które pozostało na dachu dawnego domu astronoma, było utrzymywane i konserwowane. Taki obowiązek nałożyło miasto na kolejnych właścicieli tego budynku. Obserwatorium było na swoim miejscu jeszcze przez krótki czas po 1945 r. W okresie przedwojennym, dzisiejsza ulica Reymonta nosiła imię Henckego (K.L.Hencke Strasse). Jego grób przetrwał aż do momentu, kiedy postanowiono na drezdeneckim cmentarzu urządzić Kwaterę Zasłużonych. Wtedy to nagrobki zniknęły a ich miejsce zajęły groby współczesne, ludzi w jakiś tam sposób zasłużonych dla Drezdenka. Kilka lat temu spreparowano nieco dziwaczny medal z wizerunkiem astronoma. To było z okazji któregoś z kolei Jarmarku Kasztelańskiego. Przez jakiś czas w Bibliotece Miejskiej w Drezdenku funkcjonowała skromna wystawka na temat Karla Ludwiga Hencke. W jednym z numerów lokalnego periodyku sprzed kilku lat ukazała się krótka notatka na jego temat. I tyle z naszej strony. Niewiele, albo raczej może w niewystarczający i dość minimalistyczny sposób. A przecież to była nietuzinkowa postać, o której należy pamiętać bez względu na czas i politykę.
Mam nadzieję w niedługim czasie dokończyć temat Karla Ludwiga Hencke i uzupełnić informacje o kilka faktów genealogicznych. Ale to już jest uzależnione od innych okoliczności. Poza tym, może nadszedł czas na jakieś obszerniejsze i niezależne opracowanie tematu?





Tak wyglądał skromny grób Karla Ludwiga Hencke. Niektórzy jeszcze pamiętają ten widok.