niedziela, 14 grudnia 2014


Gdańsk ma swojego Jana Heweliusza. Żagań gościł przez długi czas Johannesa Keplera. Drezdenko miało Karla Ludwiga HenckeMiało, bo teraz słabo się do niego przyznaje. Była kiedyś ulica ochrzczona jego nazwiskiem (dzisiaj ulica Reymonta). Na dachu jego dawnego domu długo jeszcze po śmierci astronoma istniało sobie spokojnie jego blaszane obserwatorium, (zdjęto je dopiero po Drugiej Wojnie Światowej, jak twierdzą świadkowie) w którym odkrył dwie planetoidy: 8. grudnia 1845 r. – Astraea i 1. Lipca 1847 r. – Hebe. Były to kolejno „5” i „6” z odkrytych asteroid. Nr „4” czyli Vesta była odkryta w 1807 r. i do czasów drezdeneckiego astronoma uważano powszechnie, że asteroidy są tylko cztery. Hencke przełamał jakby zastój w odkrywaniu tych niewielkich ciał niebieskich. Od czasu odkryć z 1845 i 1847, do śmierci Hencke’go w 1866 r. odkryto kolejne 83 planetoidy a dzisiaj znanych jest ok. 600 tysięcy tych obiektów z czego jedynie 350 tysięcy zdążono ponumerować i ponazywać.
Hencke cieszył się uznaniem w świecie nauki pomimo, że był amatorem. Heweliusz i Kepler zajmowali się zawodowo astronomią. Heweliusz dodatkowo i jakby przypadkiem został piwowarem. O hobby Keplera nic mi nie wiadomo. Obaj ci wielcy na boku dorabiali astrologią. Takie były czasy. Hencke przez prawie całe dorosłe życie (od 1817 r.) był urzędnikiem pocztowym a astronomią cieszył się w wolnych chwilach. Z pocztą właściwie związany był jeszcze jako uczeń od 1807 r. W czasie wojny z Napoleonem, krótko i ochotniczo walczył w 1813 r. Całe swoje skromne wykształcenie zdobył w Drezdenku. Nie pochodził z zamożnej rodziny. Dziadek był mistrzem murarskim, ojciec służył przez jakiś czas jako podoficer we fryderycjańskiej artylerii. A mimo to …  późniejsze osiągnięcia przyniosły mu, oprócz wysokich odznaczeń również tytuł „Doktora filozofii i magistra wolnych sztuk”, który otrzymał od Uniwersytetu w Bonn.
Nie cały czas pracował w Drezdenku. W 1834 r. został oddelegowany do pracy w Pile. W 1837 r. przejął na krótko stanowisko sekretarza poczty w Strzelcach. Mówi się, że jego astronomiczne zamiłowania narodziły się podczas częstych nocnych służb. Chociaż prawdą jest, że już w 1822 r. zamówił w Monachium teleskop za 105 talarów. Część przyrządów odnalazł i uratował przed przetopieniem w odlewni metali kolorowych. Pewien zegarmistrz wykonał dla niego zegar, który pokazywał również tak zwany czas gwiazdowy, używany w astronomii. W tych pracach pomocne także okazały się uzdolnienia do rysunku i bardzo dobry wzrok. Brakowało niestety znajomości matematyki i języków obcych, a wiele książek, które otrzymywał od naukowców i stowarzyszeń, pisanych było niekoniecznie po niemiecku.
W grudniu 1837 r. przeszedł na emeryturę i dopiero wtedy mógł w pełni zająć się tym co kochał robić – obserwacjami astronomicznymi. I to wtedy przyszły wspomniane odkrycia i honory. Ale po jakimś czasie, kiedy odkrycia astronomiczne zaczęły się szybko mnożyć i przyćmiewać powoli to co zrobił, zamknął się Hencke wśród swego księgozbioru, który szacowano na ok. 3000 pozycji. Częściej bawił się fortepianem i harfą pedałową a także zbieraniem wszelkich materiałów dotyczących historii Drezdenka. I tak już było do końca. Oczywiście astronomii nie porzucił. Przy tym nie palił, nie grał w karty, za to często chodził na wzgórza za Notecią obserwować swój zegar słoneczny.
W 1866 r. próbował uciec z Drezdenka ze strachu przed nadciągająca epidemią cholery. Wyjechał do jednej ze swoich córek do Kwidzyna. Tam uległ pokusie i chciał koniecznie zbadać napisy na starych, pokrzyżackich dzwonach w Katedrze Kwidzyńskiej. W czasie wycieczki na dzwonnicę przeziębił się i wkrótce odszedł. Pochowano go jednak w jego ukochanym Drezdenku, na jeszcze dzisiaj funkcjonującym cmentarzu, obok drugiej z czterech córek – Helminy, w murowanym grobowcu. Ktoś wie w którym to miejscu? Może czas na jakieś skromne epitafium? 






(ur. 8. kwietnia 1793 w Drezdenku - zm. 21. września 1866 w Kwidzyniu)






     Dom Hencke'go na dzisiejszej ulicy Łąkowej. Na dachu widoczna konstrukcja jego obserwatorium - to coś przy ścianie szczytowej, przypominające nieco pokaźny komin. Zanim Hencke dorobił się tego obserwatorium, wystarczała mu dziura w dachu i ruchome, drewniane ramię, do którego przymocowywał swój teleskop.





I dzisiejszy widok tego budynku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz